Mama w Kolumbii

Kiedy rodzi się dziecko rodzi się mama (Cuando nace un niño nace la mama) usłyszałam od babci w jednym z Bogockich parków opiekującej się wnuczkiem. Nie potrzebowałam wiele czasu aby utożsamić się z powiedzeniem. Odkryłam siebie, nowo narodzoną mamę próbującą zrozumieć to co stało się z moim spokojnym a zarazem wariackim życiem bez nikogo obok mnie przez 24 godziny na dobę. Kilka razy zrozumiałam, że brak snu nie zabija. I że sen nie jest aż konieczny do funkcjonowania. Że przespać 4-5 godzin pod rząd to będzie luksus o jakim będę marzyć. Kiedy jednak już to osiąginę będę czuć się jak po wizycie w SPA. Wiele razy liczyłam na to że mimo że wezmę ubranka na przebranie dziecka ja owakich nie będę potrzebować. Wiele razy się myliłam i szorowałam moją bluzkę lub spodnie od ulewania się w łazienkach a potem próbowałam je suszyć pod suszarką do rąk. Jako kucharka też nie miałam szczęścia z rosnącym niejadkiem. To samo z porodem. Wiele mam opowiadało o cudownym doświadczeniu jakim są narodziny potomka ale ja niestety to tych mam nie należałam. Nagle okazało się, że wazystkie podręczniki i ksiażki lub aplikacje w telefonie nie były tak przydatne jakbym tego chciała. Bo każde dziecko jest inne. Każda mama jest inna. Bo kiedy rodzi się dziecko, rodzi się mama. Razem się uczymy rozumieć siebie. 

Jako mama „wychowałam” się w Kolumbii. Z innymi kolubijskim mamami, babciami i nianiami na placach zabaw w Bogocie. Od nich wszystkich emanował niesamowity spokój a dzieci wydawały się „grzeczne” i „posłuszne. Kolumbijska mama z wyższej klasy może liczyć na pomoc babci, nani lub obydwóch. Co bogatsze miały dziewczynę, która mieszkała z nimi, pomagała w domu i opiekowała się dzieckiem. Inne kolumbijskie mamy miały dwie dziewczyny które przychodziły tylko w ciągu dnia. Jedna z nich gotowała i sprzątała a druga opiekowała się dziećmi. Mama takich dzieci żyła w prawdziwym luksusie. Bez pośpiechu, bez stresu. A ja, matka Polka mogłam liczyć wyłącznie na siebie.  Niemniej, nie mogłam narzekać na swój los gdyż „nie pracowałam”. Mimo że na początku byłyśmy tylko dwie w obcym oddalonym 12 godzin samolotem od przyjaciół i rodziny byłam niesamowicie szczęśliwa. Było to szczęście, które trudno jest mi wytłumaczyć. Byłam szczęśliwa rozmawiając z przemiłymi Kolumbijczykami. Słuchając śpiewu ptaków w lutym i podziwiając soczystą zieleń naokoło mnie we wszystkich możliwych jej odcieniach, a w sklepie zachwycałam się różnorodnymi gatunkami tropikalnych owoców, których wcześniej nie jadłam ani nie widziałam. Moją jedyna towarzyszka była moja kilkumiesięczna córcia i dziewczyna o imieniu Flor, która przychodziła dwa razy w tygodniu aby sprzątnąć, uprasować i dodatkowo ugotować kolumbijski obiad. Sama zaproponowała a ja szybko przystałam na ofertę. Jej rady co do wychowania dziecka wydawały się najtrafniejsze. 

Flor – czyli lek na kolki

Jak wcześniej wspominałam nie zawsze znajdowałam odpowiedzi lub rozwiązania w książkach lub w aplikacjach. Tak było z kolkami mojej córci. Lekarze w Hiszpanii przepisywali krople, które niewiele pomagały. Z polski przychodziły rady aby przepajać dziecko z herbatką z kopru włoskiego. Spotkałam się też z cudotwórcami w Hiszpanii, którzy za niemałą kwotę obiecywali, że pomogą. Nie zdobyłam się jednak ani ma koper włoski ani na cudotwórców. Kiedy córcia miała zaledwie kilka tygodni przeprowadziliśmy się do Kolumbii. I wtedy pojawiła się ona. Miała na imię Flor. To ona przychodziła dwa razy w tygodniu aby pomóc w domu. Początkowo nie chętnie oddawałam jej moje dziecko. Kiedy jednak kilka razy córcia zasnęła w jej ramionach i nie obudziła się przy odkładaniu do łóżeczka chętniej pozwałałam jej brać córcie na ręcę. (jeśli wasze dzieci się budziły kiedy wychodziłyście z pokoju, to zapewniam wam że moja córka sekundę po położeniu miała już oczy szeroko otwarte ☺️ )

W dni kiedy przychodziła Flor, dziwnym zbiegiem okoliczności moje dziecko nie miało ataków kolek. Kolumbijski pediatra twierdził natomiast, że kolki nie istnieją. Dziecko kiedy tak płacze potrzebuje spokoju, ciepła i bliskości – twierdził. Pewnie bym go wyśmiała, ale jego teza miała potwierdzenie w praktyce. Nie wiem czy to był zbieg okoliczności ale Flor była doskonałym lekiem na kolki niemowlęce. 

Szok kulturowy w Kolumbii

Od pierwszego dnia w Kolumbii bardzo dobrze się czułam. Uważałam Bogotę za mój dom do którego bardzo chętnie wracałam z mojego nieulubionego Madrytu. 

Mimo że Bogota ma swoje słabe punkty, ja po prostu ich nie widziałam. Koncentrowałam się na wszystkim pozytywnym. Szybko przyzwyczaiłam się do nowych potraw i smaków. No ale przecież idealnie być nie może. 

Stało się. Byłam w drugiej ciąży. Nie wiedziałam co zrobić – czy wrócić do Madrytu czy urodzić w Bogocie. Perspektywa porodu w miesiącu lipcu przy ponad 30 stopniowych temperaturach nie przemawiała do mnie. W Bogocie natomiast nie mogłam znaleźć lekarza, któremu bym mogła zaufać. W Polsce natomiast nie miałam ubezpieczenia i trochę skomplikowany taki wyjazd wydawała się. Koleżanki poleciły mi jednego z najlepszych lekarzy w szpitalu gdzie operowano prezydenta Kolumbii. Chyba lepszej referencji nie można mieć. Umówiłam się na wizytę. Kabinet był niesamowicie nowoczesny. A ekran od USG miał rozmiar naszego dużego telewizora. Ogromny! Byłam pod wrażeniem. W Hiszpanii nie widziałam tak nowoczesnego sprzętu podczas wizyt w mojej pierwszej ciąży. Nawet robiąc USG 12 tygodni w najbardziej renomowanym szpitalu w Madrycie nie mieli takiego wyposażenia. No ale, po co nam mamom zobaczyć 16 tygodniowy płów na takim ekranie, od razu w 3D? Zobaczyłam zbyt wiele i wołałabym tego za wiele nie zobaczyć. Zamiast się cieszyć wyszłam zdruzgotana. Takie maleństwo jeszcze nie jest w pełni uformowane. A przyszła mama nie ma ochoty na takie widoki. Nie mogłam do siebie dojść przez kilka godzin. 

Innym razem, Kiedy byłam na izbie przyjęć z wysoką temperaturą, badania robili mi tam gdzie noworodki. Widziałam mamy kilka godzin po porodzie. One i ja z gorączką w tym samym pomieszczeniu. Nie mogłam uwierzyć. To było niewiarygodnie. To była również moja ostatnia wizyta w tamtym szpitalu. Polecono mi lekarza w innym szpitalu. Już byłam zdecydowana na powrót do Hiszpanii ale postanowiłam spróbować. Ktoś i tak musiał prowadzić moją ciążę do wyjazdu. Po pierwszej wizycie już wiedziałam, że to mój doktor i mój szpital. W ten sposób jeden członek naszej rodziny jest Kolumbijką. 

Wiedząć, że to w Kolumbii urodzi się druga pociecha zaczęły się rozmowy dzidziusiowe z innymi mami. Szybko zauważyłam, że 70-80% kobiet rodzi przez cesarkę. Spotkałam niewiele mam, które rodziły naturalnie. Biorąc pod uwagę, że też mogę tak rodzić, pytałam czy długo dochodziły do siebie. Mówiły że nie, a na ból dostawały paracetamol. Poraz kolejny nie mogłam uwierzyć. Mi paracetamol czasami nie daje rady z bólem głowy. Od razu zapytałam lekarza czy poda mi coś silniejszego w razie cesarki. Nawet na stole operacyjnym tejże cesarki upewniłam się czy napewno dostanę coś silniejszego niż paracetamol. I dostałam. A dojście do siebie po cesarce wcale nie było takie złe jak mi się wydawała. Doszłam szybciej do siebie niż po porodzie normalnym z pierwszym dzieckiem. 

Szoku kulturowego ciąg dalszy

Kolumbijscy rodzice nie pokazują nowo narodzonego dziecka przez 2 miesiące. Dopiero po pierwszych szczepieniach można udać się w odwiedziny do (już nie świeżo) świeżo upieczonych rodziców.  Kolumbijska mama przez 40 dni niczym się nie zajmuje. Odpoczywa. To czas tylko dla niej. Uznaje się, że powinna jeść rosół z 40 kur w tym okresie. Kolumbijskie noworodki nie są wyprowadzane z domu przez pierwsze 2 miesiące życia. Niektóre rodziny mogą sobie pozwolić na wizyty domowe pediatrów. Inne natomiast czekają w samochodzie na godzinę swojej wizyty gdyż nie chcą aby dzidziuś przebywał w poczekalni z innymi osobami. Bardzo szybko wchodzą do gabinetu a po wizycie od razu wychodzą. Papierkami związanymi z wizytą zajmuję się mąż lub niania. No cóż. Co kraj to obyczaj.

Kiedy ja po 2-3 tygodniach wyszłam na spacer nie sądziłam, że poczuję się jak Marsjanka. Inne mamy na placu zabaw po prostu zamarły widząc mnie pchającą wózek. Była to sytuacja niesamowicie niewygodna zarówno dla mnie jak i dla nich. W lekkim szoku kontynuowałam spacer. Postanowiłam nie przechodzić więcej przez plac zabaw aby uniknąć niezręcznych sytuacji. Śmiać mi się chciało ale rana po cesarce nie pozwalała na to. Lekki szok kulturowy. Co jeszcze zrobiłam ale o czym już nie opowiedziałam kolumbijskim mamom? Zabrałam moje 42 dniowe maleństwo przez Atlantyk do Polski. Wróciliśmy jak miało niewiele ponad 3 miesiące. Wtedy już nikt dziwnie na nas nie patrzył. 

Z perspektywy czasu widzę, że kolumbijskie dziecko jest o wiele spokojniejsze od Hiszpańkich. W supermarkecie w Kolumbii nie słychać płaczu przemęczonych dzieci. Dzieci nie zabiera się na kolacje do restauracji. Coś co w Hiszpanii jest na porządku dziennym. 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *